Polska stacja musiała przerwać wywiad na żywo. „Są cały czas wybuchy, coraz bliżej”
Dziennikarz i wolontariusz ukraińskiej armii Marian Prysiażniuk we wtorek 2 stycznia rozmawiał ze stacją Polsat News, opisując niełatwą sytuację mieszkańców Kijowa. Miasto przez kilka godzin ostrzeliwane było przez rosyjską armię, a jeden z ataków przypadł na moment, w którym rozmówca polskiej telewizji udzielał wywiadu.
Przerwany wywiad z Kijowa
– Siedzę teraz na parterze. Są cały czas wybuchy, coraz bliżej – mówił Ukrainiec. – W nocy był atak dronów, potem poszliśmy z dziewczyną na parter i te wybuchy są już parę godzin non stop – relacjonował. Zaznaczał przy tym, że nie ma informacji o ofiarach. – Czytałem tylko, że spadły odłamki na obiekt cywilny, z pół godziny temu zniknęło tutaj światło. Moi znajomi piszą, że w niektórych częściach miasta nie ma wody – informował.
Agencja Reutera podała, że w wyniku nocnych ostrzałów było co najmniej 10 osób rannych. Prysiażniuk ubolewał nad faktem, że część mieszkańców Kijowa nie reaguje już nawet na alarmy. – Strasznie teraz jest, bo te wybuchy są coraz bliżej, bliżej – podkreślał. – Mówią, żeby ludzie nie ignorowali alarmów i szli do schronów, bo ludzie są przyzwyczajeni do wojny i nie reagują już na to. Szczególnie w nocy, gdy każdy chce spać, a Rosjanie atakują – zwracał uwagę.
Nad Kijów miało przylecieć łącznie aż 16 bombowców strategicznych Tu-95MS. Wystrzelono też rakiety dalekiego zasięgu. Prysiażniuk w trakcie bombardowania przekazał polskim dziennikarzom, że musi się rozłączyć, bo będzie musiał razem z rodziną uciekać z mieszkania. – Chcę założyć buty, bo może będziemy uciekać do metra – oznajmił, po czym zakończył połączenie.
Rosja wraca do bombardowań
„Putin eskaluje terror na Ukrainie. Dzisiaj miał miejsce już drugi masowy atak rakietowy w ciągu zaledwie czterech dni” – poinformował we wtorek, 2 stycznia ukraiński minister spraw zagranicznych. Przekazał, że rosyjskie pociski zniszczyły infrastrukturę cywilną, a także raniły niemal stu i zabiły co najmniej czterech obywateli.